Drewno poddawane impregnacji ciśnieniowej

Tak bym chciał, żeby biznes w naszym kraju był po prostu. Uczciwy, normalny, spokojny. Tymczasem oszustwo jest na porządku dziennym.

Dzisiejszy wpis to pokłosie dwóch historii, które opowiedział mi znajomy cieśla. Pierwsza dotyczy certyfikacji drewna, druga - impregnacji ciśnieniowej.

Kiedy w naszym budownictwie zrobił się szum wokół obu technologii - restrykcyjne kontrolowanie czy drewno posiada certyfikat i żądanie wykonania impregnacji ciśnieniowej, w kłopocie znaleźli się tartacznicy nie dysponujący ani prawem do sortowania wytrzymałościowego (wymagana certyfikacja zakładu) ani autoklawem, czyli potężnym urządzeniem do właczania preparatu imregnacyjnego. Miast zatem dokonać stosownych zgłoszeń i ewentualnie zlecać impregnację w zakładach posiadających technologię, czyli problem rozwiązać zaczęto... certyfikować i impregnować TWÓRCZO.

Jak zrelacjonował kolega - pobliski tartak sprzedaje drewno klasy C30 z certyfikatem CE za 750 zł/m3. Oczywiście nie jest to realne. Struganie, suszenie, naddatek materiałowy 20% na oba procesy, cena surowca dobrej klasy w Lasach Państwowych. Pytam więc:
- co to za certyfikat?
- no w tartaku mówią, że wystawiają go Lasy Państwowe.

Wyjaśnienie dla niewtajemniczonych - Lasy nie mają NIC wspólnego z sortowaniem wytrzymałościowym drewna. Polega to na przeglądzie TARCICY, czyli już drewna przetartego i o właściwej wilgotności. Przeglądu dokonuje licencjonowany brakarz wytrzymałościowy (a nie brakarz drewna okrągłego - to dwa różne zagadnienia) i ocenia czy zgodnie z normą krzywizna konkretnej belki, jej słoistość, sęczność, skręt włókien, wymiary, zdrowotność i kilka innych cech mieszczą się w granicach podanych przez normę techniczną dla zamówionej klasy. Sortuje się TARCICĘ, w dodatku suszoną.
Dodatkowo, a może co najważniejsze - zakład musi mieć do tego potwierdzone przez specjalny audyt uprawnienia. Dopiero wtedy może produkować tarcicę BUDOWLANĄ i wystawiać Deklarację Właściwości Użytkowych oraz znakować drewno znakiem CE. Każdy producent ma swój numer i nabywca powinien go zażądać i sprawdzić jego aktualność.

W przeciwnym razie kupisz tarcicę, która - jak pokazuje statystyka - w 30% będzie drewnem klasy C24, w 5% drewnem klasy C35 a reszta - nie wiadomo. Sortowanie polega właśnie na odrzuceniu tej reszty. Jeśli tego nie zrobiono to wyobraźmy sobie krokwie o wytrzymałości 50% projektowanej i śnieżycę lub wichurę. To dlatego pękają sufity, rozszczelnia się membrana, zamaka termoizolacja. Dach ugina się pod obciążeniem np. o 5 cm zamiast 1,5 cm. Inne konsekwencje łatwo sobie wyobrazić.
A spróbuj poprosić ubezpieczyciela o wypłatę odszkodowania, kiedy nie posiadasz papierów na ten wyrób budowlany z grupy odpowiedzialnych...

W tym przypadku tartak nie miał żadnych uprawnień do sortowania ani - tym bardziej - do certyfikacji. CE jest zwykłym oszustwem a wyrób - bublem.

Co do drugiej historii - impregnacja ciśnieniowa na bogato. Pojęcie jest zarezerwowane dla procesu, który polega na zamknięciu drewna w hermetycznej komorze ciśnieniowej, wypompowaniu z niej powietrza do wartości 0,1 atmosfery, odczekanie aż podciśnienie wytworzy się wewnątrz belek (to trwa - drewno jest materiałem zwartym). W drugim etapie komorę zalewa się impregnatem o właściwym stężeniu (najlepiej markowym impregnatem, jak wszędzie - są podróbki), wytworzenie NADciśnienia 6-9 atmosfer i sprawdzaniu ile cieczy drewno wchłonęło. W dobrej klasie impregnacji, odpornej na opady, dającej minimalny oczekiwany okres trwałości na poziomie 60 lat każdy m3 drewna wchłania 200 litrów.

Proces kosztuje około 150 zł/m3. Sam autoklaw to wydatek rzędu pół miliona złotych. Co więc robi producent nie posiadający urządzenia? Może zlecić impregnację zaprzyjaźnionej firmie. Ale przecież zarabia się na kreatywności, nie na rzetelności.

I tu ciąg dalszy relacji kolegi.
- a wiesz jak robią impregnację ciśnieniową?
- no jak?
- wlewają coś zielonego do pisteletu do malowania, podłączają sprężarkę i... no co chcesz, ciśnienie jest!

Nazwałbym to impregnacją powierzchniową dalekiego zasięgu. Dobrze przynajmniej, że to tylko barwnik, bo od mgły impregnatu by się chłopaki nie domyły.
Inna sprawa, że jak spadnie deszcz w czasie budowania to drewno też się domyje :(

 Wczoraj trafiłem na artykuł w Dekarzu&Cieśli o zagrożeniach pochodzących od owadów, gdzie biegły sądowy podkreśla konieczność zabezpieczania drewna właściwymi technologiami i opisuje kolejny przypadek potwierdzający, że drewno niezabezpieczone bywa zasiedlane przez owady nawet po jego wbudowaniu, mimo że wyprodukowano je ze zdrowego surowca. Tak funkcjonują Spuszczel Pospolity i Kołatek Domowy. Lubią drewno suche (nawet 5% wilgotności - meble mają 8-10%) lubią ciepło. Czyli warunki poddasza - ideał. Warto pamiętać - owady są wszędzie. Zarodniki grzybów też. Z kolei zakażenie przez pleśnie - najbardziej trujące organizmy występujące w budownictwie - nastąpi na takim drewnie natychmiast po jego jakimkolwiek zawilgoceniu. Awaria dachu, membrany (np. wskutek ugięcia zbyt słabej belki -patrz wyżej).

Dla dobra swojego i swoich rodzin - kupujmy materiały właściwej jakości.
Dla dobra swojej firmy i spokojnego snu - produkujmy uczciwie!